Było to w czasach (słusznie minionych), kiedy to nie wszystkie elektrownie opalane węglem brunatnym w Polsce miały tego samego właściciela, co kopalnia dostarczająca do nich węgiel. Taka sytuacja była powodem wielu sporów pomiędzy stronami.
Naszemu Klientowi – elektrowni – w połowie roku kopalnia wypowiedziała umowę na dostawy węgla ze skutkiem na koniec roku. Przez pół roku strony bezskutecznie prowadziły negocjacje w celu zawarcia nowej umowy. I tak nadszedł koniec roku – dzień przed sylwestrem. Na sobotę, 30 grudnia, zostało zaplanowane spotkanie ostatniej szansy… Jeżeli strony nie doszłyby do porozumienia i nie zawarły umowy, 31 grudnia rano elektrownia musiałaby wygaszać kotły i zmniejszać moc (węgla brunatnego nie składuje się z powodu jego właściwości fizykochemicznych i należy go spalić w krótkim czasie po dostarczeniu do elektrowni, więc zapasy wystarczają na kilkanaście godzin).
Spotkanie miało się odbyć wczesnym rankiem (o 9.00) w przepięknym lesie, gdzie kopalnia miała swój ośrodek wypoczynkowy. Według planu miało potrwać co najwyżej kilka godzin, żeby nie zepsuć uczestnikom sobotniego dnia. Prawnicy mieli czekać w gotowości pod drzwiami sali, tak na wszelki wypadek, gdyby okazali się potrzebni (ja byłam w drodze do Poznania na sylwestra i dotarłam na spotkanie przejazdem). Plan był, jak się okazało, mocno optymistyczny. Po półgodzinie okazało się, że udział prawników w spotkaniu jest niezbędny. I raczej na dłużej. Z krótką przerwą na obiad, burzliwymi dyskusjami, wyjściami na wewnętrzne narady, telefonami do właścicieli, drukowaniem kolejnych wersji umów – negocjacje trwały do 7.00 rano następnego dnia, czyli 31 grudnia. Ale zakończyły się sukcesem!
Finał negocjacji był taki, że dostawy węgla nie zostały przerwane, energia elektryczna nadal była wytwarzana, prąd w gniazdkach w sylwestra był, więc i huczna zabawa również. Nie dla wszystkich jednak… Po tych intensywnych negocjacjach mój sylwester zakończył się o godzinie 21.00 i Nowy Rok przywitałam „na białej sali”.