Lubię procesy. To prawdziwe życie w pigułce. Ludzie, emocje, trochę smutku, trochę radości, dużo stresu, ale jeszcze więcej satysfakcji. Jedno z ciekawszych pytań, jakie postawiło przede mną procesowe życie, brzmiało: czy sędzia odpowiada za uchybienie godności podsądnego w trakcie rozprawy?
Był rok 2012. Pewnego dnia zadzwonił zaaferowany klient.
– Panie Mecenasie, dziś na rozprawie – a była to sprawa karna, mniejsza o szczegóły – mój obrońca przedstawił sądowi zwolnienie lekarskie.
Oskarżony jest chory, rozprawa nie może się toczyć, tłumaczył obrońca. Sąd się nie ucieszył. Zarządził przerwę. Wykorzystał ją na internetowe odkodowanie symbolu choroby. Jak wiadomo, w trosce o tajemnice pacjentów na zwolnieniach nie umieszcza się nazw przypadłości. Bogatszy o nową wiedzę, sędzia postanowił podzielić się nią z dość liczną publicznością. „Rozprawa musi zostać przerwana, bo oskarżony zachorował na ciężką, zakaźną formę infekcji w połączeniu z chorobą płuc”, wyjaśnił.
– Panie Mecenasie – kontynuował klient – czy to w porządku, żeby wszyscy wiedzieli, co mi dolega? Gdyby to jeszcze była prawda, ale Sąd źle te symbole odkodował. Chciałbym, żeby pan sędzia mnie przeprosił. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o zasadę.
– Szanowny panie – odparłem – sędziowie to także ludzie. Nie stoją ponad prawem. Za pozbawienie wolności podsądnego nie odpowiadają, na tym polega wymiar sprawiedliwości. Ale za nieuzasadnione upokorzenie oskarżonego powinni przeprosić. Prawo różnicy tu dla nikogo nie czyni. Tyle teoria – powiedziałem – ale w praktyce jeszcze żaden sędzia za coś takiego przepraszać nie musiał.
– Wygramy, przegramy, spróbować musimy – usłyszałem.
No to spróbowaliśmy. Wytoczyłem powództwo o ochronę dóbr osobistych. Przekonywałem, że ujawnienie (i to z błędami) szczegółów choroby podsądnego ośmieszyło go i naraziło na szykany. Nie było konieczne dla celów postępowania. Sędzia chciał tylko klientowi dokuczyć (nie była to pierwsza rozprawa przerwana z przyczyn zdrowotnych). Nie żądaliśmy zadośćuczynienia pieniężnego. Interesowały nas wyłącznie przeprosiny.
W I instancji poszło zgodnie z obawami: Sąd Okręgowy powództwo oddalił. Niemożliwe jest naruszenie dóbr osobistych podsądnego – wyjaśniał wyrok. Informując publiczność o drastycznych szczegółach stanu zdrowia mojego klienta, sędzia sprawował po prostu wymiar sprawiedliwości. Przeprowadzał dowód z dokumentu. Nie może za to odpowiadać cywilnie. Jeśli klient poczuł się dotknięty, powinien się zwrócić do organów dyscyplinarnych.
Apelacja była krótka. Argumentowałem, że nie można z góry wyłączyć odpowiedzialności sędziego za naruszenie dóbr osób, o których prawach decyduje. Przeprowadzenie dowodu nie polega na epatowaniu publiczności szczegółami chorób, notabene innych, niż wyrażone przez symbol na zwolnieniu. Szykana pod pozorem czynności jurysdykcyjnej nadal pozostaje szykaną i nie podlega ochronie. Jeśli chcemy, by standardy praw człowieka były w Polsce żywe, za naruszenie godności musi przeprosić również sędzia, także podsądnego, nawet jeśli naruszenie nastąpiło podczas rozprawy. Zyskując status oskarżonego, podsądny nie wyzbywa się przecież praw człowieka, w tym prawa do prywatności o ile nie koliduje to z celami postępowania. Zasługuje więc na bodaj skromne przeprosiny, a o takie wniosłem w pozwie – zakończyłem.
Na rozprawę apelacyjną czekaliśmy do 2013 r. Nie byliśmy nadmiernie optymistyczni. W końcu składowi orzekającemu bezpieczniej byłoby przyłączyć się do poglądu, że na sali rozpraw sędzia ma „immunitet”. Że nic go nie może spotkać „cywilnie” za zachowania wobec podsądnego . Uwzględnienie apelacji wymagałoby z kolei pewnej odwagi, spojrzenia na rzecz z boku, z perspektywy czysto prawnej. W końcu Sąd miał się wypowiadać de facto także we własnej sprawie.
A jednak gra była warta świeczki. Sądowi Apelacyjnemu nie zabrakło odwagi i chłodnego spojrzenia. Zmienił zaskarżony wyrok i nakazał przeprosiny. Tylko pisemne, ale przesądził zasadę: sędzia odpowiada za naruszenie dóbr osobistych podsądnego na rozprawie. Nowy standard zdobył przyczółek w polskim orzecznictwie. Był to więc pamiętny dzień w życiu naszej kancelarii. Jeden z tych wypadków, w których prawnik nie tylko przygląda się, jak mielą żarna sprawiedliwości, ale przyczynia się do wprawienia ich w ruch…
Na koniec dodam, że naszą radość zmącił nieco później Sąd Najwyższy, który uwzględnił skargę kasacyjną pozwanego. Na szczęście utrzymał zasadę, ale wyjaśnił, że w tej konkretnej sytuacji nasz sędzia przeprowadzał dowód, a więc przepraszać nie musi. Z wyrokiem SN wydanym we własnej sprawie niezręcznie polemizować, na tym zakończę więc wspomnienie.